B

Przepis na wielkanocny makowiec


    Witajcie
    Dziś pokażę Wam pokrótce jak upiec makowiec- w miniaturowej wersji. Nie będzie to instruktaż jak wykonać go z modeliny, a raczej zabawne pokazanie jak robi się go w rzeczywistości- tylko będzie to lalkowa rzeczywistość. Obawiam się, że robiąc to samo co ja, ani nie udałoby się upiec prawdziwego makowca ani tego modelinowego. Także nie jedzcie swoich zabawek i miłej zabawy. 



Wielkanocne świąteczne śniadanie- czyli słodkości na stole misiaków.




    Wczoraj mogliście zobaczyć jak misiaki: Zombie miś oraz How How poszukiwali swoich prezentów na zajączka. Dziś zapraszam do obejrzenia Miniaturowych słodkości wykonanych z modeliny. 


Wielkanoc u misiaków- miniaturowe Święta Wielkanocne.



   Nie będę dużo pisać. Chciałabym Wam pokazać, że w miniaturowym świecie też można przeżywać Święta Wielkanocne. Dziś pokaże Wam jak Misiaki, które mogliście poznać wcześniej w poście o Zombie Misiu  oraz How How, którego mogliście poznać w grudniu podczas świąt, spędzają Wielkanoc. Klikając na ich imionach, będziecie mogli ponownie przeczytać ich historię. 


Nocka wolontariuszy- to życie zmusza nas do rozwoju.

    To sytuacja zmusza nas do poznania zupełnie nowej wiedzy i umiejętności- to fantastyczne.

     Właśni jestem świeżo po Nocy Wolontariuszy i mam w głowie burze nowych pomysłów i przemyśleń. Takie nocki składają się  głównie ze wspólnego kreowania pomysłów i wielkiego wydarzenia (imprezy współtworzonej lub całkowicie koordynowanej przez wolontariuszy). Podczas szkoleń czy warsztatów, a później zabawy i pracy następuje integracja. Podczas tej nocki była nam ona szczególnie potrzebna, gdyż po prostu mieliśmy bardzo wielu nowych i młodych uczestników, którzy byli pierwszy raz. W świecie wolontariackim następuje taki trend, że coraz młodsi chcą angażować się nie tylko w działalność wolontariacką, ale również uczestniczyć w akcjach obywatelskich i działać na rzecz miasteczka. Jest to trend ogólnoświatowy i dotyczy również naszego Lokalnego Centrum Wolontariatu. Po raz pierwszy w Nocy Wolontariuszy uczestniczyli chłopaki uczący się w szkole podstawowej i byli to najmłodsi uczestnicy ever. Niewiele było osób ze szkół ponadgimnazjalnych, natomiast niespodzianką było uczestnictwo tych najstarszych wolontariuszy (najstarszych tzn z najdłuższym i największym doświadczeniem).

    Na spotkaniu zajmowaliśmy się głównie jednym z największy przedsięwzięć w ciągu roku. czyli Grą Miejską (w tym roku odbędzie się piąta edycja, która organizujemy wraz z miastem i harcerzami). Co roku stworzenie fabuły i scenariusza zajmuje mnóstwo czasu i wymaga ogromnego zaangażowania. O poprzedniej Grze Miejskiej możecie poczytać na moim poście z czerwca ubiegłego roku "IV Gra Miejska-robaki" (klik w tytuł)
W tym roku z okazji mistrzostw świata stawiamy głównie na sport. Jest to dla nas ogromne wyzwanie gdyż wolontariacko zajmujemy się głównie rozwojem z zakresu rękodzielnictwa. Sport zawsze zostawialiśmy Orlikom. Na początku szczerze mówiąc byłam przerażona i niechętna. Nie lubię sportu i choć kiedyś był moją mocną stroną, to teraz za sobą nie przepadamy. Jednak już po pierwszym zadaniu niechęć odchodziła a zawiało podekscytowanie. Jest zadanie do wykonania, więc trzeba zdobyć potrzebną wiedzę i narzędzia. Przecież to samo było z rękodzielnictwem, blogowaniem, pisaniem projektów. W niektórych dziedzinach miałam nauczyciela, ale w wielu sama zdobywałam wiedzę i umiejętności.



Owszem sport to nie jest moją mocną stroną, ale przecież Gra Miejska nie polega na wygraniu meczu. Gra Miejska ma dać możliwość zdobycia wiedzy, którą można w niej wykorzystać, by zdobyć punkty i zrobić to lepiej od pozostałych graczy.

Poniżej kilka fotek z Nocy Wolontariuszy, na których opracowujemy w grupach zadania dotyczące nowoczesnych zawodów, oraz pracujemy nad gra miejską. Wszystkie foty udostępnione za zgodą Lokalnego Centrum Wolontariatu w Pleszewie. 

 








       Na koniec powiem Wam jeszcze jedną rzecz. Nie jestem dobra w sportach ani tych znanych, ani w "grach sportowych" (no chyba, że gram na xboksie i kinekcie to wtedy bije wszystkie rekordy). Po północy podczas Nocy Wolontariuszy odbyła się prosta gra zręcznościowa (jak się później okazało, nie tylko). Na początku zasada była jedna: trzeba było przerzucić na pole drużyny przeciwnej jak największą ilość papierowych kulek, przez 30sekund. Każda drużyna miała ich taką samą ilość- 15. Po zakończeniu czasu przegrywa drużyna na której polu jest większa ilość kulek. To przerzucaliśmy i po pierwszej rundzie był remis. Mogliśmy wprowadzić kolejne zasady, więc wszyscy zgodzili się, by przy końcu czasu odliczyć do pięciu, tak by każdy wiedział, że zbliża się koniec i by przede wszystkim nie przerzucać po czasie kulek. Te przerzucone po czasie, musiały wrócić do drużyny, która je przerzuciła. Wiedziałam, że w taki sposób nie jesteśmy wstanie przewidzieć wyniku, a przede wszystkim kontrolować ilości jaka jest na naszym polu. W drugiej rundzie po wprowadzeniu strategii i przestrzegając wyżej wymienionych zasad moja drużyna wygrała 3 do 26 (jedna kula zaginęła). Zadziałała moja inteligencja (w końcu). Skoro nie można było wygrać umiejętnościami, to trzeba wygrać sprytem. Jak myślicie, w jaki sposób można było wygrać? Jaką strategie zastosować? Są tylko trzy zasady przedstawione powyżej. Macie pomysły? Piszcie w komentarzach co tylko przyjdzie Wam na myśl. Macie mnóstwo możliwości. Jeśli chcecie się dowiedzieć, jaką technikę zastosowała moja drużyna zapraszam do śledzenia mojego bloga. Za tydzień wyjawię naszą tajemnicę w poście wielkanocnym. Podzielę się też z Wami z zasadami, które wprowadziliśmy podczas trzeciej i czwartej rundy.

Do napisania E.


Wspomnienia: kiedy jeden warsztat całkowicie zmienił moje życie.


      Przez to, że ostatnio jestem na naukach w związku z moją nową pracą, o której pisałam w poprzednim poście (Przeczytasz o niej tutaj), mam bardzo mało czasu na cokolwiek. Oczywiście wiem, że to się nie zmieni w najbliższym czasie, bo moja praca jest i nadal będzie od 10-18, ale nie będę musiała marznąć czekając na autobus. Poza tym mamy marzec i wkrótce dzień znacznie się wydłuży, więc człowiek też będzie inaczej pracował. W związku z powyższym nie miałam ostatnio czasu robić nowych zdjęć, więc pomyślałam, że opowiem wam historie mojego tworzenia. 



      Od początku opowiadając to musiałabym zacząć od wolontariatu i tego jak się dostałam do Lokalnego Centrum, które jest w Pleszewie, moim rodzinnym mieście. Jednak skrócę to historię, by opowiedzieć o samej biżuterii. Od kilkunastu lat Pleszewskie Stowarzyszenie Przeciwdziałania Narkomanii wraz z innymi organizacjami pozarządowymi i szkołami tworzy WDSU (Wielkopolskie Dni Stop Uzależnieniom). W ramach tych dni odbywają się warsztaty, albo jakieś koncerty, w każdym razie co roku staramy się, by było coś nowego. Do wolontariatu trafiłam jesienią 2009 a moje pierwsze WDSU były pół roku później. Przez cały tydzień w świetlicy odbywały się przeróżne warsztaty- w tym warsztaty biżuteryjne, które poprowadziła moja obecna kumpela. Nigdy wcześniej nie tworzyłam biżuterii sama, więc gdy przyszłam wcześniej, by pomóc je przygotować, w szoku byłam, jak zobaczyłam te wszystkie koraliki i półfabrykaty. A w jeszcze większe zdziwienie wprawiło mnie to, że to takie proste. Pierwsze kolczyki, jakie wykonałam w życiu miały taki boho styl.  



      A potem poszło już szybko. Zakochałam się od pierwszego wejrzenia miłością całkowicie nieplatoniczną i odwzajemnioną. Możecie zobaczyć moje kolejne prace poniżej i napisać mi w komentarzu, które z nich podobają Wam się najbardziej.

Jedne z moim najdłuższych kolczyków (ale nie najdłuższe).

     Z tych kolczyków byłam bardzo dumna, gdyż sama wykonałam "koraliki" z drucików. 


 Te kolczyki są również dla mnie szczególne, gdyż wykonałam je z agatu oraz z zielonego kryształkiem i to zdjęcie zdecydowanie nie podkreśla jak piękne są w rzeczywistości. 


Na końcu kolczyki z których jestem dumna ze względu na zastosowane przeze mnie rozwiązanie, jakim jest zabezpieczenie muszli przed wypadnięciem. 


     Po tych warsztatach były kolejne, które prowadziłam już sama. Nigdy nie liczyłam, ile ich łącznie przeprowadziłam przez te siedem lat, które niedługo miną od tego wydarzenia. Najwspanialsze jest jednak to, że te jedne warsztaty całkowicie zmieniły moje życie i mogę powiedzieć, że rękodziełem zajmuje się od siedmiu lat i cały czas się rozwijam, poznaje nowe techniki i udoskonalam te stare. Takie warsztaty rękodzielnicze prowadzę zarówno dla dzieci, młodzieży, ale też starszych osób, nawet na emeryturze. Wiek nie ma znaczenia, każdy może kupić sobie podstawowe narzędzia, trochę koralików i pólfabrykatów i zacząć zabawę. 

      Na początku pokazałam wam jedną z moich pierwszych modelinowych prac, więc na zakończenie (żebyście mogli się pośmiać) oto kilka kolejnych. 



 Pierwsze pączki donuty- każda modeliniarka je robi. Te są mikrospokijne i mają ok 10mm.

Samodzielnie wykonana miska oraz ciastka z czekoladą i orzechami, które zupełnie nie przypominają tych prawdziwych. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że modelinę można cieniować za pomocą suchych pasteli, ale...

 Na kanapkach już zastosowałam te technikę, uzyskując na brzegach efekt upieczonego w piekarniku chleba. Kanapki z serem i ketchupem, były moim najbardziej podstawowym daniem (taki okres w życiu) a żeby było fajnie, to zrobiłam ketchupowe minki. (bo też taka moda wchodziłam, że nosiło się dwa różne kolczyki). Na warsztatach z modeliny to był ulubiony wzór chłopców. 

Oczywiście ciasteczkowy potwór o przedziwnym kolorze, też musiał się znaleźć w moich pracach. Później lepiłam już ładniejsze ciasteczkowe potworki (kliknij na nazwę i sam porównaj). 


Na koniec dwa tzw pałeczki fimo: cytryna i kiwi- piszę, bo można nie poznać. Powinno wyglądać tak:
http://kreatywnystragan.pl/pl/miniaturowe-ozdoby/520-paleczka-fimo-cytrynka-.html
http://kreatywnystragan.pl/pl/miniaturowe-ozdoby/522-paleczka-fimo-kiwi-jasno-zielone.html




















Z fimo zaprzyjaźniłam się rok temu i mam nadzieje, że szybko będę robić postępy a moje prace będą coraz ładniejsze. Wszystko możecie oglądać na blogu, bo trochę go też po to założyłam- żeby śledzić, jak rozwijają się moje umiejętności. Dużo radości (ale też nerwów) przynosi mi ta słodka pasja i na pewno zostanę z nią na dłużej. 

A Wy macie pasję, z którą żyjecie w zgodzie od wielu lat, czy cały czas szukacie? Uczestniczyliście kiedyś w jakich super warsztatach, kursach, które zmieniły wasze życie? Piszcie w komentarzach, jestem bardzo ciekawa Waszych odpowiedzi. 

Do napisania E.

Sposób na pieniądze czyli zarabiać, czy robić kasę?

 


 Zaczęłam nowy rozdział w swoim życiu. Nie, jeszcze nie wyszłam za mąż. Dostałam nową pracę i całkowicie zmieniłam przez to moje funkcjonowanie. Co prawda nadal pracuje w tej samej branży (wcześniej księgarnia+ artykuły artystyczno- papiernicze) a teraz głównie artykuły papiernicze i artystyczne. Zmiana nastąpiła przede wszystkim w podejściu do klienta jaką stosuje "sklep" i moim wymiarze pracy. Ale zmieniło się coś jeszcze: moje podejście do pieniądza, bo jak to uczy Justyna  Kwiatkowska na swoim blogu (klikając w nazwisko przeniesiesz się na jej fenomenalnego bloga) "Pieniądze się robi, a nie zarabia".
      Zmiana pracy i webinar, na który trafiłam zbiegły się w tym samym czasie. Sprzedaż (mimo, że dotychczas pracowałam w różnych branżach) kojarzyła mi się negatywnie. Niestety niechęć ta zwiększyła się, kiedy w mojej poprzedniej pracy został zmieniony kierownik i narzucono mi bym sprzedawała produkty polecane przez sklep. Chodzi o to, że co dwa tygodnie otrzymywałam listę artykułów, które musiałam proponować (czyt. zmuszać do ich kupna) każdemu klientowi- nawet temu, który kupował gazetę za 2zł. Były to książki, filmy, jakieś słodycze, artykuł papierniczy w promocyjnej cenie, które miały słabą sprzedaż (przeważnie, nie zawsze). Ogólnie artykuły, które były sprzedawane były bardzo drogie a ich cena nie świadczyła o jakości, po prostu płaciło się tzw "metkę". Ale serio, dużo ludzi kupowało w tym sklepie i nadal kupują. Miałam trochę z tym problem, że polecam produkty, które można w internecie kupić za połowę ceny, albo że muszę polecać film, który jest kiepski- nie wspominając o książkach takich jak "50 Twarzy Greya". Teraz w końcu nie mam tego problemu, bo w sklepie w którym pracuje drogie produkty albo mają atesty, albo są łatwo spieralne, albo korzysta się z nich przez wiele lat. Bo nie chodzi o to, żeby klient kupi tanio i ciągle przychodził po kolejną sztukę, albo by kupował drogie produkty, ale lepszej jakości. Chodzi o to, że ja wiem, że to co sprzedaje jest dobrej jakości i klienci, którzy wracają po kolejne produkty chwalą sobie np.: pisaki do pisania po koszulkach, które się nie spierają. Ludzie nie są głupi i doceniają przede wszystkim jakość. Ja sama zanim zaczęłam tam pracę kupowałam niektóre kostki fimo z której lepie oraz moje kartony na których wykonuje zdjęcia. To również tam dostałam fantastyczną srebrną farbkę do modeliny oraz mój wymarzony akrylowy wałek.



                                      Farba akrylowa imitująca metal, kostki fimo professional.
                      Kartony i papiery do scrapbookingu, wykorzystywane przeze mnie do zdjęć.
                                   Wałek akrylowy wykorzystywany przy pracy z modeliną.

          Czuje totalny napływ inspiracji pracując w miejscu tak przepełnionym artystyczną energią. Nie dość, że wszystko jest śliczne i kolorowe, to mogę poznawać nowe techniki rękodzielnicze. I tu dochodzę do sedna. Gdy słuchałam webinaru wyżej wymienionej pani Kwiatkowskiej (klik na słowo webinar i sami będziecie mogli go wysłuchać, do czego serdecznie zachęcam) pierwszym zadaniem było odpowiedzieć sobie na pytanie: Co oznacza dla ciebie zarabiać pieniądze, a co robić pieniądze. Najpierw pomyślałam, że zarabiać do znaczy robić coś, co daje mi pieniądze np.: pracuje na etacie, wykonuje jakieś zadanie i dostaje za to pensje (skojarzenie pozytywne?), a robić pieniądze to samemu je wytwarzać (skojarzenie negatywne?).


          I tu zaczęłam się zastanawiać, dlaczego praca na etacie jest dla mnie lepsza od kreowania życia, które dawałoby mi możliwość zarobienia? A mówiąc jeszcze dobitniej, dlaczego zarabianie kojarzy mi się z przymusem, a robienie z kreacją, a tym samym dobrowolnością. Bo kiedyś ja pieniądze zarabiałam, a teraz je robię. Czyli kiedyś miałam prace by zarabiać pieniądze. A teraz pracuje dla samego działania a nie by dostawać za to pieniądze- one są i to jest super, ale lubię robić to co robię. To nie znaczy, że tamta praca była okropna, a ta jest idealna. ja kochałam moją poprzednią prace do momentu, kiedy mój pracodawca i firma zaczęły non stop naciskać na zwiększenie sprzedaży i gdy zorientowałam się, że traktują mnie przedmiotowo.


    Na razie odczuwam dreszczyk emocji, ale też poczucie bezpieczeństwa. Muszę się jeszcze bardzo dużo nauczyć, a czasu mam mało- ale to jest na plus. Praca, w której pracodawca stawia na rozwój jest nie tylko przyjemniejsza, ale również ambitniejsza. (O znalazłam minus tej pracy, wydam tam zapewne dużą cześć mojej pensji, jak podliczę ile kosztują wszystkie rzeczy, które mam zamiar kupić). Zbliżają się również targi po których będziemy mieli ogromną dostawę, bo moja szefowa też jest rękodzielnikiem. Dobrze jednak pracować w ładnym miejscu, człowiek wtedy zupełnie inaczej funkcjonuje.


  A teraz pora na moją kolejną prace wykonaną całkowicie z modeliny. To torcik różany z perłową różą. Na początku był przeze mnie trochę nie lubiany, ale teraz wiem, że jest totalnie wyjątkowy przez swój retro kolor i majestatyczny wygląd. Nie jest to wisiorek, który można by nosić do każdego ubrania. Wręcz przeciwnie nadaje się tylko na specjalne okazje do eleganckiego stroju.









A jakie jest Wasze podejście do zarabiania i robienia pieniędzy? Jakie macie skojarzenia z tymi pojęciami? Czy to co robicie  obecnie to zarabianie, czy już robienie pieniędzy?? Piszcie 
i komentujcie jestem mega ciekawa jacy ludzie czytają mojego bloga.


Do napisania E.

Ps, jeśli podoba ci się to co robię, zostaw komentarz, a także zasubskrybuj mój blog klikając "Dodaj do kręgów" w Google+ lub "Dołącz do tej witryny". Zachęcam również do odwiedzenia innych moich postów.